piątek, września 30, 2016

London trip czyli (nie)turystyczny weekend w Londynie

Weekend w Londynie. Choć brzmi bardzo turystycznie to taki tak na prawdę nie był. W Londynie byłam już kilka razy. Głównie w celach turystycznych czyli wszystkie londyńskie "wow" typu Big Ben czy London Eye już dawno uwiecznione na zdjęciach leżakują w albumie. Tym razem to miał być relaks (nie pogoń, żeby zobaczyć wszystkie ważne atrakcje w ciągu jednego dnia), trochę świętowanie (mojej 30!) i mile spędzony czas. Tak też właśnie było! :-) Wspólnie z pięcioma koleżankami z pracy spędziłyśmy bardzo słoneczny weekend w Londynie...
Spakować się miałam plan w malutką podręczną walizkę...Powiedzmy, że się udało ;-) Z małymi trudnościami. Starałam się zabrać takie ubrania by mogły tworzyć zestaw ponownie innego dnia czy wyjścia z małymi modyfikacjami. Na nogach miałam tylko jedne sportowe buty i szpilki spakowałam na wieczór. Mam jednak tendencję do pakowania więcej rzeczy niż potrzebuję z myślą przewodnią - "co by było jakby np. była ulewa i przemokłabym" lub "a jeśli będzie zimno" lub "a jesłi będzie gorąco" więc każdy ten powód jest dodatkowym ubraniem włożonym do walizki.

Piękniejsze budynki? W moim przypadku to te na zdjęciu bo nie jestem żadnym podróżnikiem więc z miejsc, które widziałam te najbardziej pokochałam za prostotę ale i wyrafinowanie. Notting Hill w Londynie odkrwywa wiele takich pięknych białych lub pastelowych budynków. Choć jest tam na ogół bardzo bardzo tłoczno (o weekendach nie wspomnę) to sam spacer wzdłuż uliczek tej dzielnicy uspokaja i wycisza. Nie mogłam oderwać od nich wzroku. Już dawno myślałam o spacerze w tym miejscu ale jakoś tak nie było konkreftnych planów i okazji.

Dzielnica Notting Hill jest to miejsce gdzie można spędzic tak naprawdę cały dzień. Jedząc spacerując i robiąc zakupy. Mnóstwo kafejek i restauracji oraz słynny targ na Portobelo Road. Oczywiście wielu kojarzy się z kultowym filmem, Hugh Grant'em i Julią Roberts. Można tam nadal odwiedzić słynna księgarnię z ciągle jeszcze oryginalnym szyldem gdyż właściciele postanowili go zatrzymać. Pewnie dlatego nadal jest chętnie odwiedzana przez turystów.
My również nie obroniłyśmy się przed zakupami. Dziewczyny głownie polowały na ubrania i biżuterię. Ja bardziej szukałam ciekawych dodatków do domu. Między innymi udało mi się kupić piękny szary materiał na zasłony w cenie 2 funty za metr!!! Targ wydawał się nie mieć końca!
Jeśli będziecie mieć kiedyś szansę się tam wybrać to polecam Wam bardzo fajną restaurację - The Shed ("shopa" - wiem, nazwa zachęca ;-P). Krótka karta ale bardzo ciekawe smaki i połączenia. Ja troszkę się wzbraniałam przed pójściem tam po sprawdzeniu Menu na internecie. Lubię kuchnię tradycyjną i rzadko smakuję nowe rzeczy. Ale tutaj było naprawdę pysznie! Na początek zanim dostałyśmy przystwaki przyniesiono nam bochenek świeżo upieczonego chleba i domowej roboty masło. PYYYYYCHAAAA! W zadzaie mogłabym się najeść tylko tym. Koktailami można było się delektować już samym ich widokiem. Pięknie wyglądały i jeszcze lepiej smakowały.
Karta była ułożona tak aby móc spróbować kilka dań w jednym zestawie. Bardzo mi smakowały policzki wieprzowe oraz "cygary" wołowe. Palce lizać :-)
Nasze mieszkanie mieściło się w dzielnicy Camden więc nie mogło się obejść bez zaglądnięcia do pewnego rodzaju targu z jedzeniem o nazwie "Kerb". Jest to miejsce, gdzie pod gołym niebem spaceruje się między budkami z jedzeniem. Mieszanka smaków z całego świata. Każdy znajdzie swoje ulubione smaki. Różnorodność dań i potrzeb również dietetycznych. Szeroki wybór wegetariański i wegański. A co najważniejsze - super jedzenie za bardzo małe pieniądze. Na ogół porcja nie była droższa niż £5.
Dziewczyny zatroszczyły się również o atrakcję na wieczór świętowania moich urodzin. Najpierw kolacja w restauracji Vivo. Pyszna włoska, wręcz jak domowa restauracja. Porcje można by było dzielić na połowę bo były olbrzymie ale cudownie smaczne. Bardzo miła obsługa i niewygórowane ceny. Z pełnymi brzuchami udałyśmy się do klubu Karaoke "Lucky voice" przy tej samej ulicy. Zaletą tego miejsca jest, że płacąc za wstęp ma się oddzielny pokój do śpiewania tylko dla swojej grupy znajomych. Nie trzeba śpiewać przed całym klubem ludzi lub "bić" sie o mikrofon. Super zabawa!!! i fajnie spędzony wieczór. Kelner przynosi drinki do pokoju i nie trzeba po nie samemu chodzić. Moje gardło to przeżyło na szczęście...wydzierałyśmy się w niebogłosy ;-)
Wiele fajnych zdjęć i wspomnień ale czy zdecyduję się znów na wyjazd bez męża i dzieci? Nie wiem. Cały czas miałam wyrzuty sumienia, że spędzamy weekend osobno. Myślałam co robią i czy wszystko ok. Może następny taki wypad do Londynu z nimi? No może  karaoke sobie darujemy ;-P
Copyright © 2017 Other Than Pink