Mam wrażenie, że modowo zatoczyłam koło... Pamiętacie okres "szarości " na blogu?
Cała moja szafa to była jedna wielka szarość, z przebłyskami bieli, karmelu i granatu.
Na pewno też wpływ miały na mnie social media i wszechobecny kult minimalizmu, szaf "must have" i te wszystkie wmuszane trochę "zasady" ubioru.
W pewnym momencie zauważyłam, że ciągle czuję modowy niedosyt w tym co zakładam... Że to nie jest dokładnie to co czuję. I tak małymi krokami, wieloma próbami i błędami, moja szafa zaczęła się zmieniać... A raczej odnajdywać brakujące elementy ukladanki mojego własnego stylu.
Przyznam, że był okres kiedy wręcz chciałam się odciąć od szarości. Miałam jej po prostu dosyć. Ale od jakiegoś czasu zaczęła na nowo "spajać" moje stylizacje, "gasić" kolory kiedy potrzebuję albo odpowiednią formą po prostu stanowić bazę.
Co u mnie może być bazą? Po pierwsze, i do ostatniego MARYNARKA. Reszta pod nią to może być najzwyklejszy "basic". Byle nie dres ;-)
Równorzędnie garnitur może grać "pierwsze skrzypce" więc dziś jeden z takich przykładów. Zresztą, nie poraz pierwszy. Garniturowy "szarak" z kroplą czerwieni w formalnym zestawie.